Fullmetal Alchemist dał nam scenę, której nigdy nie zapomnimy. 3 października Bracia Elric próbowali wskrzesić matkę za pomocą alchemii.Jednak ludzka transmutacja okazała się dla nich zbyt dużym wyzwaniem i zapłacili za to wysoką cenę: Elryk stracił lewą nogę, Alphonse zniknął całkowicie, a wszystko to po to, by powołać do życia amorficznego potwora ze zniekształconą Nigdy Cię nie zapomnę odc 56. Odblokuj dostęp do 14324 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Włącz dostęp. Dodał: Grazka6848. Nunca te olvidaré. W katalogu: Nigdy Cię nie zapomnę. Translations in context of "że nigdy cię nie zapomnę" in Polish-English from Reverso Context: Ale przysięgam, że nigdy cię nie zapomnę. Nigdy o tobie nie zapomnę. Ocena: 4.5 (2 głosów) Poruszająca opowieść osnuta na prawdziwej historii o losach Holenderki Annemarie Engelen. 1932 rok. Amsterdam ogarnięty kryzysem i bezrobociem. Na ulicy Herengracht 12 mieszka szesnastoletnia córka bogatego bankiera Frederika Engelen i jego pięknej żony Nene. Z pozoru ich dom wygląda NIGDY NIE ZAPOMNĘ!!! - Utwór pochodzi z albumu "Santa Muerte" (Księga II)Daj suba, lajka i koment oraz udostępnij ten film - a pomożesz w rozwoju tego bogate Fragment powieści „Nigdy Cię nie zapomnę”. Dwa dni później spakowała się i pojechała do Hamburga. Jej matka miała mieszkanie na parterze, do którego prowadziło oddzielne wejście. Eliza zauważyła przez okienko w drzwiach, że w środku pali się światło. Ręka jej drżała, kiedy naciskała dzwonek. . Dlaczego nigdy nie zapomnę Nemeczka? | wypracowanie W wielu książkach pojawiają się dzielni bohaterowie, którzy gotowi są do niezwykłych czynów. Nie każdy jednak jest takim bohaterem, jakim moim zdaniem był Nemeczek, którego nigdy nie zapomnę. Był to chłopiec niezwykły, o dobrym sercu. Nemeczek był prawdziwym przyjacielem. Potrafił poświęcić się dla każdego ze swoich kolegów. Mimo, że miał najniższą funkcję i często doznawał upokorzeń, nie wpływały one na jego uczucia wobec kolegów. Nemeczek zawsze był lojalny, a jego przygody i zaangażowanie pokazały, że dla grupy był w stanie na naprawdę wiele poświęceń. Moim zdaniem to postawa, która warta jest prawdziwego podziwu. Nemeczek był także osobą niezwykle odważną. Pozornie słaby chłopiec, który często płakał zasłużył sobie na szacunek nie tylko przyjaciół, ale i wrogów, którzy byli pod wrażeniem zachowania chłopca. Prawdziwą odwagą i hartem ducha odznaczył się także wtedy, gdy pomimo choroby gotów był stawić się i pomóc swoim kolegom w walce o miejsce, które tak wiele dla nich znaczyło. To także jeden z powodów, dla których nie zapomnę Nemeczka. Będę o nim pamiętać również dla tego, że to prawdziwy chłopiec. Postać, która mogłaby być moim kolegą z ławki. Nie wyróżnia się on specjalnym pochodzeniem, nie ma super mocy, nie jest bohaterem jak z komiksu. To normalny chłopiec, który w moim odczuciu był osobą wartą podziwu. Nie zapomnę Nemeczka ponieważ to osoba, którą warto naśladować. Walcząca o rzeczy, w które wierzy, skłonna do poświęceń, prawdziwy przyjaciel. Był to bohater książkowy, który na długo zapadnie w moją pamięć. Rozwiń więcej Autor Wątek: NiGdY nIe ZaPoMnĘ... (Przeczytany 1233 razy) OkTaWiA ...czego nigdy nie zapomnicie z tych wszystkich jazd,chwil spędzonych w stajni,w gronie stajennym??co wspominacie do dzisiaj i będziecie jeszcze długo wspominać?? Zapisane ja nigdy nie zapmne chwil mnie,marte,ryzego i siwcie wrecz o sekundy od pocalowania z rozbiegu ciezarowki.... :? kto to widzial zeby po lesnych waskich sciezkach za zakretami czaily sie ciezarowki kiedy aqrat naszlo nas na scigi... bezczelny no Zapisane Zimoludka Zapisane Forum Zwierzaki Zuzika Zapisane NIgdy nie zapomnę trzech konisi Kołacza Cukini i Szmaragda..............nie zapomnę jak Cukusia powitała mnie kopniakiem (toczek pęknięty na pół do dziś mam na pamiątke tego wydarzenia)nie zapomnę tego też jak wtedy na mnie patrzyła i czekała na moją reakcję, czy ją uderze czy coś innego jej zrobie (poprzedni właściciele ją bili), nie zapomne tych wszystkich razem spędzonych jazd godzin na traiwie ( w moim byłym klubie którego Cukusia była własnością nie było łąk , konie wyprowadzało się na kantarkach ) Nie zapomne Kołacza który w wieku 20 lat nauczył mnie skakać, którego mogłam prowadzać wszędzie bez niczego, który szukał siana w moich włosach gdy robiłam mu opatrunek na nodze, który sam zrywał truskawki a jak mu szypułka soztała to śmiesznie wykrzywiał koncu nie zapomnę Szmaragdzika. Szmarkia udało mi sie uratować od niechybnej śmierci miał jechać na rzeź po 23letnim stażu w klubie sportowym jako koń wkkwowski, skokowy ,pięciobojowy aż zdregradowano go do stania w stajni bo od tego że stał już długi czas stał sie agresywny i pięcioboiści nie chceli już na nim jeździć. Niestety już nieżyje ale za to nie zotał przerobiony na mięso a ma swój grób pod płaczącą wierzbą...................ponadto wiadomo nie zapomni się:pierwszej jazdypierwszego upadkupierwszego kontaktu z tym pięknym zwierzęciempierwszych zakwasówi jeszcze wielu wielu innych zdarzeń Zapisane "jeździć konno może nauczyć się każdy, ale jazda w harmoni z koniem jest sztuką"gg 1505194 Kamelia ja nie zapomne mojej pierwszej wizyty w stajni w której stał już Ginger do dzisiaj jak je widze to mi łza sie w oku kręci Zapisane O ja to chyba nie zapomnę całej tej przygody. Kiedy zaczęłam jeździc, jak spadłam i wogole wszystkiego Zapisane "A pewnego dnia zapytasz mnie co bardziej kocham: Ciebieczy moje życie? Ja odpowiem moje życie..Ty odwrócisz się i odejdziesz bez słowa nie wiedząc,żemoje życie to Ty." Ritka a ja tego dnina kiedy kupowałam Ritka...no i tego kiedy w pewnej znanej stajni znalazłam sobie idealnego konia, już była zaliczka zapłacona i sie okazało że już praktycznie nóg nie ma :? gdybym go kupiła to w zimie musiałabytm go uśpić... boshe.. dlaczego ludzie tak kłamią? No i jeszcze moje pierwsze zawody na Ritku jak byłam 2 w mistrzostwach dolnego śląska, a do pierwszej straciłam 0,5 % bo sie pomyliłam w ostatnim konkursie Zapisane Ja napewno zawsze będe pamiętać hubertusa na którym złamałam obojczyk hihi:) I wspaniałej stajni, ekipy i konisiów z Somin których juz tam nie ma A i jeszcze nie zapomną kochanego konika MIleta, któy już niedługo wraca do stada ogierów bo był u nas na stanówce 3 lata A i nie zapomne jeszcze jak mogłam odbierac poród źrebaczka to było przeżycie super:) Zapisane Forum Zwierzaki hmm... ja chyba nigdy nie zapomne pierwszego spotkania z konikiem:) zakochałam się wtedy od pierwszego wejzenia... i juz sie nie zmeiniło:] nie zapomne tzn pierwszej jazdy na mojej kochanej Sarze i wogóle na wszystkich konikach nawet tych przez ktore płakałam Zapisane Zapisane Pozdrawiają Marta,Graf i koniki awia ojej,bardzo duzo bylo takich sytuacji..nigdy nie zapomne pierwszej gleby(ani w ogole gleb,je pamietam doskonale)nigdy nie zapomne mojej pierwszej konskiej milosci,i pierwszych jazdach na nichprzenosin ze stajni do stajnijazdy na samym kantarze na oklep...łojej,naprawde bardzo duzo jest takich sytuacji,wszystkie chyba pamietam i ciezko wybrac mi cos takiego naj naj...chociaz nie,moze moj najwiekszy sukcesprzelamalam strach i skoczylam....ale tego akurat nikt nie zrozumie... Zapisane Wiedźma O rany, tyle tego jest, ze mozna by ksiazke napisac Moze lepiej sobie i Wam daruje Zapisane Euphoria Ja nie zapomnę wszystkich imprezek... ; PI jak pierwszy raz jeździłąm na ukochanym Brutalku-Mamutku.. i pierwszego Hubertuska, gdzie przegalopowałam uwiszona na szyi konia calutką polanę heheheh. Nie będę może opisywać tego jak to wyglądało Do awii !!jesteś z Częstochowy- znasz może konia Profusa ? Zapisane awia profus-imie mi sie kojarzy ale tylko z konskich tarhowa co?trafil do mojej wsi?jesli tak to popytam znajomych,tylko opisz mi tego konia. Zapisane Forum Zwierzaki OkTaWiA No to może teraz ja napiszę czego nigdy nie zapomnę ) A więc przenigdy nie zapomnę wspaniałych osób z którymi jeżdżę, rodzinki =)) Moniki,Pauliny,Tomków,Instruktorki,Asi ) I choćby nie wiem co się stanie,jeśli stracę z nimi kontakt(choć przypuszczam,że nigdy nie stracę)to zawsze,ale to zawsze będę o nich pamiętać :)Takich osób się nie zapomina,zwłaszcza chwil spędzonych z nimi:obozy,wszystkie jazdy,szaleństwa,płacze ) było wiele cudownych chwil w naszym życiu stajennym,nie zabrakło tych mniej przyjemnych które przyniosły wiele płaczu i smutku Ale chyba to sprawiło,że pamiętam je do dzisiaj i nie zapomnę pamiętam ze szczegółami chwilę w której zobaczyłam pierwszy raz Oktawię i odrazu przypadła mi do gustu a później....pierwsza jazda na wtedy ani ja ani ona nic nie umiałyśmy hehe i chyba normalne że skończyło się to dla mnie na szyjce oktawi bo się uparłam że na niej zagalopuję....hehe a ona nie miała pojęcia o tym co to jest "zagalopowanie" więc kłusowała ile sił w nogach przed siebie hehe ) jest jeszcze wiele rzeczy o których nie zapomnę,ale do najważniejszych należy całokształt tych 4 lat spędzonych w tej stajni ) i wiem,że nie zmienię jej....choćby nie wiem co ) czasami mnie denerwuje to co się tu dzieje,ale nie zamieniłabym jej za żadne potrafiłabym ) nigdy nie zapomnę wszystkiego co z nią związane i jak będę babcią posadzę wnuki na swoich kolanach i będę opowiadać o tych wspaniałych ludziach jakich tu poznałam oraz konikach które tyle mnie nauczyły ) Zapisane Ach... jeżdżę od roku, może ciut więcej, ale juz zdążyło się tyle wydazyć w moim zyciu razem z końmi.. Oczywiście, jak każdy, pierwszy upadek, w błoto. Te letnie upalne dni, gdzie razem ja i Gutek nawiązywaliśmy wspólną nić. Te chwile przesiedzone w stajni u Gutka, nie zważając na innych. Mogłam tak stać przy nim godzinami i pleść mu warkoczyki które i tak się nie trzymały. Przemycony owies dla niego. Udana metoda połączenia. Ta pierwsza na nim jazda w teren. Dzięki niemu poznałam niegłupiego chłopaka. Ta rozwalona stajnia przez Gucia, ale nie tylko moja jazda zwiazana vyła z jednym koniem. Ta straszna jazda w teren na Pufie, która pod koniec z górki pocwałowała, ta ironia instruktora gdy ja się bałam na niej jeździć w teren... itp itd... no to w skrócie,,.. ale to jeszcze nie wszystko.. lecz ilez mozna pisać Zapisane dokud se zpívá, ještě se neumřelo, hóhó Euphoria awia- zgadza sie- był dwukrotnie w końskim targu I trafił do częstochowy z tego co mi wiadomo. Profus to 9-cio letni wałek, kasztan, xo. ; lukan xxoo). ma gwiazdke. pytam tak z ciekawosci zeby mzoe dowiedziec sie jak mu sie zyje w nowym go,bo stal w "naszej" stajni Zapisane {"type":"film","id":111445,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/Nigdy+ci%C4%99+nie+zapomn%C4%99-1999-111445/tv","text":"W TV"}]}Ten serial nie jest obecnie dostępny na platformach VOD.{"tv":"/serial/Nigdy+ci%C4%99+nie+zapomn%C4%99-1999-111445/tv","cinema":"/serial/Nigdy+ci%C4%99+nie+zapomn%C4%99-1999-111445/showtimes/_cityName_"} Historia miłości Esperanzy i Luisa Gustavo zaczyna się, kiedy są jeszcze dziećmi. Matka Esperanzy w młodości była ukochaną ojca Luisa Gustavo, Antonia. Niestety nie dane im było być razem. Oboje zakładają rodziny, lecz nie są szczęśliwi. Antonio często wspomina utraconą miłość i nie potrafi naprawdę pokochać swojej żony, miłości Esperanzy i Luisa Gustavo zaczyna się, kiedy są jeszcze dziećmi. Matka Esperanzy w młodości była ukochaną ojca Luisa Gustavo, Antonia. Niestety nie dane im było być razem. Oboje zakładają rodziny, lecz nie są szczęśliwi. Antonio często wspomina utraconą miłość i nie potrafi naprawdę pokochać swojej żony, Consuelo. Consuelo jest chorobliwie zazdrosna o jego miłość do matki Esperanzy. W obliczu śmierci matka Esperanzy wzywa Antonia Uribe i prosi go, aby zaopiekował się dziewczynką. W ten sposób Esperanza trafia do domu rodziny Uribe. Syn Antonia - Luis Gustavo zaprzyjaźnia się z nią. Natomiast Consuelo przelewa całą swoją nienawiść na niczego nieświadomą Esperanzę. Podczas wakacji przyjaźń Luisa Gustava i Esperanzy zacieśnia się. Dzieci przysięgają sobie, że zawsze będą się kochać i gdy dorosną, pobiorą się. Consuelo, widząc ich zażyłość, postanawia rozdzielić syna i niechcianą pasierbicę. Wysyła syna na studia za granicę, a Esperanzę umieszcza w szkole z internatem, ograniczając w ten sposób jej kontakty z Antoniem, który zaczyna chorować. Przechwytuje listy, które piszą do siebie Luis Gustavo i Esperanza. Przyjacielem rodziny Uribe jest Don Fermin. On i Consuelo przed laty postanowili połączyć rodziny i ożenić Luisa Gustavo z rozpieszczoną córką Fermina - Sylvią. Sylvia jest przekonana, że kocha Luisa Gustavo, lecz tak naprawdę jest to tylko jej kaprys. Mijają lata. Luis Gustavo i Esperanza przez ten czas nie widywali się. Nie zapomnieli jednak o swojej przysiędze. Oboje czekają na spotkanie, by przekonać się, czy ich uczucia są prawdziwe i szczere. Antonio Uribe jest coraz bardziej chory. Consuelo, pragnąc poniżyć wychowankę męża, zabiera ją ze szkoły i robi z niej służącą. Esperanza w milczeniu znosi upokorzenia. Antonio pragnie, by Luis Gustavo poślubił Esperanzę i zostawia dla niego list, który przechwytuje Consuelo. Don Fermin po wielu latach widzi Esperanzę i stwierdza, że dziewczyna wyrosła na piękną kobietę. Postanawia ją zdobyć za wszelką cenę. Staje się sprzymierzeńcem Consuelo. Tymczasem Antonio umiera i Luis Gustavo wraca do domu na pogrzeb. Wszyscy wmawiają mu, że dziewczyna wyszła za mąż i zapomniała o nim, a Consuelo skutecznie nie dopuszcza do rozmów syna z Espreanzą. Jednak wkrótce sytuacja się wyjaśnia. Luis Gustavo i Esperanza postanawiają się pobrać. Jednak Consuelo i Fermin knują kolejną intrygę i okłamują Luisa Gustavo, że dziewczyna jest jego przyrodnią siostrą. Zrozpaczony chłopak postanawia ożenić się z Sylvią tylko po to, by zapomnieć o ukochanej. A w życiu Esperanzy pojawia się młody, przystojny lekarz - Alvaro. Po wielu perypetiach dochodzi do ślubu Luisa Gustavo i Esperanzy. Lecz Don Fermin i Consuelo nie poddają się i starają się ich rozdzielić... Piosenka tytułowa: Enrique Iglesias: "Nunca te olvidare" zapytał(a) o 17:05 Mam takie wypracowanie ze dlaczego nigdy nie zapomne Nemeczka z chlopcow z Placu Braniu Pomozcie Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:33 Nemeczek to był mały chłopiec. Na imię mu było Ernest. Na Placu Chłopców dane mu było nosić imię tylko Szeregowca. Ale nie zniechęciło to Nemeczka. Jakby przeciwnie - usługiwał wszystkim i to jest może jedna jego strona charakteru, która nie powinna mieć miejsca. Ale miał też bardzo dużo mocnych stron. Był "patriotą", oddał by życie za Plac. Nigdy nikogo nie oszukał, a wręcz przeciwnie - był szczery aż do bólu, który faktycznie się wrzucić do wody, chociaż wiedział, że już jest chory, a co dopiero będzie po "skąpaniu". Jego i wszystkich chłopców z Placu Broni największymi przeciwnikami byli tzw. Czerwonoskórzy. A nazywali się tak dlatego, że nosili czerwone koszulki. Dzięki niemu Plac ocalał. Jakby nie Erneścik, to ten skrawek ziemi mógłby należeć do chłopców z Ogrodu Botanicznego. Żucił się na Feriego Acza i wygrali bitwę. Jego największym przyjacielem był Janosz Boka. Boka zawsze mógł liczyć na Nemeczka zarówno jak na Szeregowca, jak i na przyjaciela. Ernest także uczestniczył w "Związku zbieraczy kitu." Nie pojawił się raz na zebraniu i za to przywódca związku napisał jego imię w "Księdze Związku Zbieraczy Kitu" małymi literami. Bardzo był niespokojny i smutny z tego powodu. Czym bardziej, że on nie był na tym zebraniu dlatego, że musiał przekazać Przywódcy Chłopców z Placu Broni to, że Czerwonoskórzy szykują bitwę z ten chłopiec był mniejszy i słabszy od innych, to i tak był najsprytniejszy i zajbardziej wysportowany. Nie dożył na szczęście zabrania jego Ojczyzny. Otóż to na Placu Broni wybudowali wielki, trzypiętrowy dom. Gdy umierał i jak już umarł wszyscy poczuli wielki żal. Ale nie dotyczy się to tylko jego przyjacieli. Nawet Feri Acz przyszedł do niego, żeby go odwiedzić. Lubili go wszyscy. Czerwonoskórzy cenili go za odwagę i spryt, i chcieli się na nim jest taki przykład ja mam gorzej muszę napisać wypracowanie na 2 kartki FORDWARD odpowiedział(a) o 16:55 może i napisałaś dobrze ale błędów ortograficznych to ze sto mogę wymienić np "oddał by" Nemeczek był małym , chorowitym chłopcem o jasnej czuprynie . Wśród chłopców wyróżniał się wzrostem i drobną sylwetką . Na placu broni był on jedynie szeregowcem więc musiał wykonywać każdy rozkaz zadawany przez kolegów . Nemeczka można nazwać patriotą oddał on życie za plac . Nigdy nikogo nie oszukał i potrafił dotrzymać słowa . Chłopcy zazdrościli małemu Ernestowi tego , że był on wtajemniczany we wszystkie sprawy . On jako pierwszy dowiedział się o zdradzie Gereba i nic nikomu nie powiedział . Bardzo pragnął wejść na wyższy stopień w randze chłopców , starał się jak mógł i mimo że bał się chłopców z ogrodu botanicznego poszedł wraz z Boką . Nie chciał być zdrajcą , więc odmówił Feriemu Aczowi przejścia na ich stronę . Właśnie przez to został dwa razy zamoczony w zimnej wodzie co pogorszyło jego stan . Plac ocalał dzięki tak małemu , dla wielu nic nie wartemu chłopcu . Chodź miał wysoką gorączkę , chodź majaczył poszedł na plac . Kiedy Feri Acz miał otworzyć budkę mały Ernest powalił go na ziemię . Dzięki niemu chłopcy zwyciężyli , a Nemeczek zemdlał . Jego najlepszy przyjaciel Janosz Boka odprowadza go do domu . Boka jest przy śmierci swojego najlepszego przyjaciela . Najbardziej śmierć małego Nemeczka dotyka Janosza który nie może pogodzić się z tym że już nigdy go nie zobaczy . Kiedy dowiaduje się , że na placu za który Nemeczek oddał życie zostanie wybudowany dom popada on w jeszcze większą rozpacz . Czerwonoskórzy szanowali Nemeczka i podziwali go za jego odwagę i spryt . Nigdy nie zapomnę Ernesta Nemeczka był on małym , odważnym i sprytnym chłopcem . Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Niektórzy znali go dobrze i spotykali wielokrotnie. Inni – zapamiętali z pielgrzymek czy transmisji telewizyjnych. Każdy z naszych rozmówców ma ważne, osobiste wspomnienie związane z Janem Pawłem II. Jolanta Kwaśniewska była pierwsza dama W 2001 r. wraz z grupą 150 chorych na raka dzieci poleciałam na audiencję u Ojca Świętego. To była trudna podróż, bo dzieci były bardzo chore, towarzyszyli im lekarze. Niektóre miały przerzuty choroby do kości, więc chodziły o kulach, inne wspierały się na dorosłych, bo miały amputowane nogi. Większość nosiła na głowach chusteczki, by ukryć brak włosów po chemioterapii. Na nakręconym wtedy filmie widać, jak dzieci wchodzą po schodach do Watykanu. Widać, że to dla nich ogromny wysiłek, niektóre przysiadają by odpocząć, potem wstają i idą dalej. Audiencja odbywała się w jednej z najpiękniejszych sal Watykanu. Czekaliśmy na papieża dość długo, więc pomyślałam, że może czuje się źle i do nas nie wyjdzie. Ale kardynał Dziwisz uspokoił mnie, mówiąc, że Ojciec Święty nie skończył jeszcze poprzedniego spotkania. Gdy w końcu przybył, poproszono mnie o zabranie głosu. Nie spodziewałam się tego, byłam zaskoczona, ale opowiedziałam o naszych dzieciach i dlaczego to spotkanie jest dla nich tak ważne. Potem postawiono mi krzesełko koło fotela Ojca Świętego, a on przez całą godzinę trzymał mnie za rękę. Jan Paweł II pobłogosławił wszystkie dzieci. Klękały przed nim kolejno, bardzo wzruszone, każde chciało Ojcu Świętemu coś opowiedzieć. Kiedy kardynał Dziwisz mówił: „No, no, już szybciutko", papież przytrzymywał je za rękę, żeby mogły mu przekazać wszystko, co miały do powiedzenia. Jedna z dziewczynek, Magda, która była w trakcie chemioterapii, więc nie miała włosów, ani brwi i rzęs, powiedziała, że czuje się najszczęśliwszą osobą na świecie, ponieważ ta straszna choroba pozwoliła jej na spotkanie z Ojcem Świętym. Całej wizycie towarzyszyło ogromne wzruszenie nie tylko dzieci, ale również towarzyszących im osób. Mieliśmy poczucie uczestnictwa w czymś wyjątkowym. Pamiętam, że powiedziałam wtedy papieżowi, iż chyba nikomu innemu tak bardzo nie jest potrzebna audiencja w Watykanie, jak tym dzieciom. Bo daje im siły do walki ze straszną chorobą. Dla mnie osobiście bardzo ważne było papieskie przyzwolenie na to, aby czerpać siłę z jego cierpienia. Niesamowite było to, że ktoś tak chory i cierpiący potrafił być źródłem nadziei dla innych. Józefa Hennelowa publicystka „Tygodnika Powszechnego" Nigdy nie zapomnę zakończenia kazania, które Ojciec Święty wygłosił na krakowskich Błoniach podczas pierwszej pielgrzymki w 1979 r. Siedziałam blisko ołtarza i doskonale widziałam i słyszałam Ojca Świętego. Wszyscy byliśmy niesłychanie szczęśliwi, ale jednocześnie przekonani, że to jest jedyny raz, gdy Ojciec Święty odwiedził ojczyznę. To było jeszcze przed „Solidarnością", więc nie mieliśmy nadziei, że coś się w Polsce zmieni. Prymas Stefan Wyszyński, który nie lubił żywiołowego manifestowania uczuć, poprosił, byśmy papieżowi nie przeszkadzali, bijąc brawo. Siedzieliśmy więc w absolutnej ciszy, nie przerywając homilii oklaskami. A papież mówił, że powinniśmy ufać Bogu, szukać u niego duchowej pomocy, nigdy od niego nie odchodzić. I prosił, żebyśmy nigdy nie wzgardzili miłością Chrystusa. Dotąd pamiętam tę ciszę i papieskie słowa: „Proszę was o to. Amen”. To brzmiało jak testament. A potem było pożegnanie z papieżem na lotnisku w Balicach, gdy odlatywał już do Watykanu. My, starzy i doświadczeni dziennikarze, najnormalniej w świecie płakaliśmy. Myśleliśmy, że już go nie zobaczymy. Michał Bajor aktor i piosenkarz O tym, że Karol Wojtyła został papieżem, dowiedziałem się z radia, którego słuchała szatniarka w warszawskiej Szkole Teatralnej. Trwały wieczorne zajęcia, a ja otwierałem kolejno drzwi do sal wykładowych i krzyczałem: „Polak papieżem!". Zajrzałem do klasy profesora Pszoniaka, potem do profesora Zapasiewicza i profesora Holoubka, wszędzie ogłaszając tę wiadomość. Przerwano wykłady i studenci, i nauczyciele, wyszli na korytarz. Rozmawialiśmy o tym, co się stało. W 2001 r. mogłem się Ojcu Świętemu osobiście ukłonić podczas premiery filmu Jerzego Kawalerowicza „Quo vadis" w Watykanie. Zostałem mu przedstawiony jako ten okrutny filmowy Neron. Jan Paweł II się uśmiechnął, a ja powiedziałem, że tak naprawdę nie jestem Neronem, tylko Michałem Bajorem, kolejnym z członków rodziny Bajorów, który dostępuje zaszczytu spotkania Ojca Świętego. Bo jakiś czas wcześniej wysłałem do Włoch moich rodziców. Gdy szli na prywatną audiencję w Ogrodach Watykańskich, zabrali moją pierwszą płytę i podarowali ją Janowi Pawłowi II. Do dziś przechowuję zrobione wtedy zdjęcie: papież trzyma rękę na okładce płyty, na której jest moja fotografia. Trzyma rękę na mojej twarzy. Ojciec Święty zajmuje bardzo szczególne miejsce w sercach naszej rodziny. Mój brat i jego żona długo nie mieli dziecka, a po wizycie w Watykanie poczęła się moja bratanica Bogumiła. Brat i bratowa do dziś są głęboko przekonani, że ich córka jest na świecie właśnie dzięki spotkaniu z Janem Pawłem II. Maja Komorowska aktorka Wszystkie spotkania z Janem Pawłem II były ważne. Zawsze niosły z sobą ogromny ładunek emocji, ale przede wszystkim treści, które stawały się przesłaniem – dziś chyba jeszcze bardziej aktualnym niż wtedy, gdy zostały wygłoszone. Tak jak słowa skierowane do młodzieży na Jasnej Górze: „Czuwam? To staram się być człowiekiem sumienia. Nazywam po imieniu dobro i zło (…), to znaczy także czuję się odpowiedzialny za to wielkie wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska". Zawsze będę pamiętała jednak lotnisko w Warszawie – tam pierwszy raz zobaczyłam Ojca Świętego. Było to 2 czerwca 1979 r. Staliśmy wtedy jak dzieci i wpatrywaliśmy się w niebo. Lotnisko od zawsze kojarzyło mi się właśnie z oczekiwaniem i powitaniem. Trudno nawet znaleźć słowa, które by to opisały. Ojciec Święty pocałował ziemię, a my ogarnięci tym papieskim przywitaniem z nami, z Polską, zjednoczyliśmy się. Staliśmy się lepsi, uśmiechaliśmy się do siebie. Nagle, co stanowiło dla nas jeszcze pewne zaskoczenie, okazało się, że jednak umiemy być cierpliwi, dzielić się jedzeniem i piciem czy odstępować skrzynki i stołki, które przynieśliśmy, by lepiej widzieć Ojca Świętego. Ludzie poubierali się w to, co mieli najlepszego, bo każde spotkanie z Janem Pawłem II to było święto. Śmieszne, zauważyłam, że nie ja jedyna miałam buty, które nie pasowały do sukienki. Trudno, najważniejsze, żeby było wygodnie. Ucieszyłam się. W końcu przestaliśmy się spieszyć. Wiesław Chrzanowski marszałek Sejmu I kadencji W 1991 r. jako minister sprawiedliwości witałem Ojca Świętego w więzieniu w Płocku. Przybył do zwykłych ludzi, często odsiadujących wieloletnie wyroki. W przemówieniu do nich powiedział: „Jesteście skazani, to prawda, ale nie potępieni. Każdy z was przy pomocy łaski bożej może zostać świętym". A potem mówił, że wie, w jak trudnych warunkach żyją, i życzył im siły i nadziei. Tamta czwarta pielgrzymka papieża do Polski nie została najlepiej przyjęta przez prasę katolicką, bo papież mówił trudne rzeczy. Na przykład, że wolność trzeba umieć zagospodarować, bo może ona prowadzić do grzechu i nadużyć. Tematy homilii wygłaszanych w kolejnych miastach odnosiły się do dziesięciorga przykazań. Bardzo ciekawa była ta, którą Jan Paweł II wygłosił podczas spotkania z episkopatem w Częstochowie: przypomniał że Kościół, który w okresie PRL był ośrodkiem oporu, teraz działa w innej sytuacji i dlatego musi się na nowo zdefiniować. Jakże aktualnie brzmią te słowa. Justyna Kowalczyk mistrzyni świata w biegach narciarskich Na zawsze utkwiła mi w pamięci papieska pielgrzymka do Zakopanego w czerwcu 1997 r. Oglądałam ją w telewizji razem z całą rodziną. To był bardzo wzruszający moment nie tylko dla ludzi mieszkających w górach, tak jak ja, ale dla wszystkich Polaków. Dla nas szczególnie, bo wiedzieliśmy, jak papież kochał góry, jak kochał po nich wędrować, jak zawsze chciał tu Zanussi reżyser 16 października 1978 r. byłem w Meksyku i długo nie byłem pewien, czy wiadomość o papieżu Polaku jest prawdziwa. Tak była niesłychana, że trudno było w nią uwierzyć. A równocześnie miałem poczucie, że stało się coś przełomowego. Potem był 13 maja 1981 r. i obawa, że papież tego zamachu nie przeżyje. Pomyślałem wtedy, że być może ten pontyfikat jest zbyt piękny, by mógł się do końca spełnić. I wreszcie niesłychanie dojmującym przeżyciem było jego odchodzenie. Ta długa agonia na oczach świata była przesłaniem, którego znaczenie nie do końca potrafiliśmy zrozumieć. Ja jeszcze w styczniu 2005 r., na kilka miesięcy przed śmiercią Jana Pawła II, byłem zaproszony do Watykanu, na śniadanie albo obiad z nim, już teraz nie pamiętam. I w ostatniej chwili dowiedziałem się, że Ojca Świętego właśnie zawieziono do szpitala, bo jego stan się pogorszył. Przyszło mi wtedy do głowy, że nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś go zobaczę. Nie udało mi się. Janina Ochojska szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej W 1995 r. odbierałam w Asyżu nagrodę Pax Christi International Peace Award. Zaraz po tej uroczystości pojechaliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym do Rzymu. Tam zostałam mu przedstawiona jako laureatka tej nagrody. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu Jan Paweł II powiedział wtedy: „A, to wy zostaliście zatrzymani w Czeczenii". Rzeczywiście kilka miesięcy wcześniej Polska Akcja Humanitarna zorganizowała konwój z pomocą do ogarniętej wojną Czeczenii. Dojechaliśmy tam, rozdaliśmy dary, ale gdy wracaliśmy Rosjanie zatrzymali nas na granicy czeczeńsko-dagestańskiej. To było niesamowite, że papież nie tylko wiedział o tym wydarzeniu, ale również rozpoznał mnie w tłumie ludzi, którzy przyszli na audiencję. Co więcej, dokładnie wiedział, czym się zajmuje PAH i z jakimi na co dzień musi się zmagać problemami. Bardzo przeżyłam jeszcze jedną audiencję u Jana Pawła II: stanęłam wtedy przed nim i powiedziałam, że znalazłam swoją drogę i miejsce w życiu. A on mnie pobłogosławił. Janek Mela niepełnosprawny zdobywca obu biegunów, założyciel fundacji Poza Horyzonty Po raz pierwszy zetknąłem się z Ojcem Świętym podczas jego wizyty w Elblągu w 1999 r. Miałem dziesięć lat i nie bardzo rozumiałem to poruszenie, nigdy wcześniej nie widziałem tak wielu ludzi zgromadzonych w jednym miejscu. Z podekscytowaniem spoglądałem przez lornetkę na ledwie dostrzegalną białą sylwetkę. Byłem częścią tłumu i udzielała mi się niezwykła atmosfera wydarzenia. Parę lat później, po moim wypadku, po spotkaniu Marka Kamińskiego, znalazłem się pośrodku lodów Arktyki w drodze na biegun północny. Gdy mimo wszelkich przeciwności udało nam się dotrzeć na geograficzny czubek Ziemi, Marek wysłał przez telefon satelitarny telegram do Ojca Świętego z pozdrowieniami i podziękowaniem za względy tam „u góry", bo bez tego byśmy nie dotarli. Na odpowiedź czekaliśmy pół roku. Telegram przyszedł w bardzo niezwykłym momencie – podczas wyprawy na biegun południowy. Mieliśmy przed sobą jeszcze kilka dni drogi, a sił i nadziei na dojście coraz mniej. Bezkres bieli przytłaczał okrutnym chłodem. Gdy nasz zapał, w przeciwieństwie do lodowca pod naszymi stopami, topniał coraz prędzej, z nieba (dosłownie, bo przez satelitę) przyszła niespodzianka – odpowiedź na nasz telegram, w którym Marek nawiązywał do spotkania na Westerplatte i pamiętnego wezwania do „podjęcia i wypełnienia powinności, od których nie można się uchylić". W liście z Watykanu przeczytalismy: „Wasza wyprawa nie była wprawdzie powinnością, ale była skuteczną próbą wypełnienia tego, co można było uczynić, aby pokazać światu, że niepełnosprawność nie jest ograniczeniem w podejmowaniu nawet najtrudniejszych zadań”. Przeczytaliśmy też zapewnienie o modlitwie za sukces wyprawy, a tak naprawdę tego, co staramy się tą wyprawą udowodnić. Zebraliśmy się w sobie i stwierdziliśmy, że skoro Ojciec Święty się za nas modli, to musimy dać radę. Alina Janowska aktorka, działaczka społeczna Pod koniec lat 80., wracając z córką Kasią od męża z Syrii, gdzie jako architekt był na kontrakcie, zatrzymałam się w Rzymie. Miałam nadzieję, że Ojciec Święty będzie akurat rozmawiał z wiernymi i uda się go zobaczyć. Spotkałam sympatycznego polskiego księdza i poprosiłam go, żeby pomógł nam znaleźć się w pobliżu papieża, a najlepiej zamienić z nim choć jedno słowo. Ku mojemu zdziwieniu i ogromnej radości on to rzeczywiście zrobił, jednak nie mógł nas umieścić w sektorze polskim. Stałyśmy więc z córką na dziedzińcu watykańskim w okropnym gwarze i ścisku, czekając na Ojca Świętego. Kiedy się zjawił, postarałam się jak najbliżej do niego podejść, ciągnąc za sobą córkę. Koniecznie chciałam powiedzieć papieżowi, jak ważną osobą jest dla mnie, a im bliżej był, tym bardziej nie wiedziałam, co mu przekazać. Wreszcie mnie olśniło – przecież jestem szefową sekcji estrady w ZASP, więc pozdrowiłam Ojca Świętego od artystów scen polskich. A on spojrzał na mnie i powiedział: „O, pamiętam, pamiętam, »Zakazane piosenki«". Strasznie mnie zadziwiło, jak w takim tłumie można kogokolwiek rozpoznać i pamiętać, że rok po wojnie zagrał w jakimś filmie. Byłam zachwycona, zaczęłam się z radości śmiać, a on pobłogosławił mnie i moją córkę. Od tego momentu upłynęło kilka lat, byłam już w Warszawie, a papież podczas kolejnej pielgrzymki spotykał się z przedstawicielami środowisk twórczych. Z wielkimi trudnościami dostałam się do kościoła Świętego Krzyża, a w środku tłum był tak wielki, że nie było mowy o tym, by się przecisnąć do Ojca Świętego. Więc przynajmniej weszłam na ławkę w środku kościoła, by go lepiej widzieć. Byłam wtedy akurat świeżo po lekturze książki, z której wynikało, że papież bardzo ciężko pracuje, zupełnie nie dbając o siebie. Kiedy zbliżał się do mnie, powiedziałam: „Ojcze, błagam w imieniu wszystkich Cię kochających, żebyś trochę o siebie zadbał". A on na to: „To co, uważasz, że jestem niezadbany?”. Przeżegnał mnie i poszedł dalej. Jego poczucie humoru było niezależne od miejsca, w którym się znajdował.

nigdy nie zapomnę nemeczka